grzesiekZ grzesiekZ
12014
BLOG

Smoleńsk - hipoteza zamachu - argumenty w pigułce V2

grzesiekZ grzesiekZ Polityka Obserwuj notkę 27

 

Witam. Na dzień dzisiejszy (11 września 2012 r) radykalnie odcinam się od tych poniższych argumentów. O ile nie zmieniłem swojego zdania co do faktu, że to był zamach, to jednak zmieniłem swoje podejście co do tego o całe 180 stopni. W skrócie na chwilę obecną mogę powiedzieć, że moje podejście do tego tematu przedstawia się następująco:

To prezydent Lech Kaczyński wywołał wojnę polityczną pomiędzy Polską, a Rosją, jak i również względem pewnych polskich środowisk. Ten kto wywołuje wojnę musi się jednak liczyć, że można ją albo wygrać, albo przegrać... To jego środowisko jest odpowiedzialne za wszelkie prowokacje związane z tarczą antyrakietową, która chroni co prawda Izrael i Amerykę, ale z nas robi mięso armatnie. Lech Kaczyński niepotrzebnie szukał wrogów tam gdzie nie trzeba i znalazł sobie również przyjaciół też gdzie nie trzeba. Na dzień dzisiejszy po stokroć bardziej brzydzę się tych jego przyjaciół zza oceanu, którzy stosują tak bezczelną, nahalną i bandycką politykę wobec państw bliskiego wschodu (Syria, Iran, a wcześniej Libia), niż Rosji, która jako jedna z nielicznych temu oponuje. Problem ten stanie się niedługo przedmiotem odrębnego opracowania.

 Dla zainteresowanych polecam artykuł Gajowego Maruchy pod tytułem "ta ruska agentura", który dla mnie osobiście był artykułem przełomowym, który odwrócił mój światopogląd o 180 stopni - w rewelacyjny sposób ukazuje naszych wielkich "przyjaciół z Waszyngtonu" i ich wpływ na losy naszego państwa. Do zobaczenia już niedługo w nowej odsłonie mojego bloga. Również zapraszam do swoich artykułów na Nowym Ekranie:

http://grzesiekz.nowyekran.pl

 

Katastrofa pod Smoleńskiem - to mógł być zamach

(Data aktualizacji: 10-01-2011)

 

Uwaga!!! W artykule Nowe teorie spiskowe nt. katastrofy pod Smoleńskiem zamieszonym na Wirtualnej Polsce skrytykowano fragment tego artykułu wyrywając go z kontekstu! Riposta znajduje się w artykule "Walka ze spiskowymi teoriami - recepta dla półgłówków"- zapraszam do lektury!

 

Czy to był zamach, czy nieszczęśliwy wypadek? Ja jestem głęboko przekonany, że to co się stało pod Smoleńskiem, w żaden sposób nie można podciągnąć pod splot nieszczęśliwych okoliczności, czy też błąd pilotów. Poniżej przedstawiam zbiór argumentów w pigułce ukazujących, dlaczego wersja o niezamierzonym wypadku jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia.


Spis treści:

 

1. Motyw.

Zanim przejdziemy do konkretnych argumentów, warto zatrzymać się na chwilę nad możliwymi motywami, dla których mogłoby się opłacać zamordować prezydenta i naszą polityczną elitę. Są one bardzo ważne i choć nie są żadnym dowodem, to z pewnością są podstawą dalszego rozpatrywania hipotezy o celowej ingerencji osób trzecich, która mogła doprowadzić do takiego zdarzenia.

 


Czy Putin miał jakieś powody, aby zabić naszego prezydenta i naszą prawicową elitę? Otóż okazuje się, że tak i to wiele.

Fragment artykułu Leszka Misiaka i Grzegorza Wierzchołowskiego:

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Samolot-nie-mogl-rozpasc-sie-na-kawalki,wid,12211780,wiadomosc_prasa.html

Rosyjscy przywódcy mieli powody, by nie kochać Lecha Kaczyńskiego. 15 listopada 2006 r. prezydent Kaczyński zaproponował Unii Europejskiej, by wprowadziła sankcje przeciwko Rosji w odpowiedzi na zakaz importu polskich produktów do Rosji - Polska nałożyła weto na decyzje rozpoczęcia negocjacji miedzy UE i Rosją. Podczas rosyjsko-gruzińskiej wojny w 2008 r. prezydent Kaczyński poparł Gruzję i stał się orędownikiem sprawy gruzińskiej w świecie, wspierał przystąpienie Gruzji do NATO. To za prezydentury Lecha Kaczyńskiego zapadła decyzja o rozmieszczeniu amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej na terytorium RP. Polska proponowała też alternatywne drogi pozyskania zasobów energetycznych i uniezależnienie się europy od dostaw rosyjskiego gazu.

Warto dodać tutaj, że 3 dni wcześniej Tusk z Putinem urządzili konferencję, na której to ten drugi zapewnił, że Polska ma zagwarantowane dostawy gazu do 2037 roku. W tym samym okresie światowe media doniosły o ogromnych złożach gazu łupkowego w Polsce, które rząd chciał sprzedać amerykanom po znacznie obniżonej wartości. Lech Kaczyński groził premierowi postawieniem go przed trybunałem stanu, gdyby podpisał umowę tak bardzo godzącą w interesy naszego państwa. Tutaj widać dość poważny powód do niepokoju Kremla. Zabijając naszego prezydenta i prawicową elitę, która była blisko niego, pozbył się ludzi, którzy byli wstanie najgłośniej krzyczeć do opinii publicznej, aby nie podejmować kroków godzących w nasze interesy. Zauważmy, że Lech Kaczyński za bardzo chciał być niezależnym politykiem i dążył do uniezależnienia się od wpływów wschodniego sąsiada, za bardzo starał się hamować imperialne zapędy Putina, za dużo mieszał na arenie międzynarodowej, tworzył wspólnotę państw bloku wschodniego i zbyt gorliwie namawiał do obrony wobec poczynań Kremla (słynne jego zdanie, że „dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”). Za bardzo obsadzał strategiczne stanowiska ludźmi, którzy pomagali mu w tych dążeniach. Byli to ludzie, którzy rozpracowywali wrogą agenturę, obce wpływy, mieli dostęp do tajnych danych, zastrzeżonego zbioru dokumentów w IPN, dążyli do niezależnej polityki finansowej, energetycznej i . To za jego kadencji i podczas rządów Jarosława Kaczyńskiego (który też miał lecieć tym samolotem) rozwiązano WSI, oraz utworzono i upubliczniono raport weryfikacji tych służb podporządkowanych rosyjskim wpływom. Innym motywem może być "uświadamianie" zachodu. Może Putin chciał pokazać światu, że Lech Kaczyński wstawiał się za Gruzją i "zginął nieszczęśliwie" w straszliwym wypadku. Opinia publiczna uwierzyłaby w to, ale nie koniecznie politycy, którzy znają trochę lepiej te realia, mają dostęp do służb wywiadu. Może chodziło o dostęp do kodów NATO, może o osłabienie prawicy (to z nią najciężej jest nawiązać współpracę). Jak pamiętamy, to nasz Prezydent i jego otoczenie domagało się odtajnienia przez Rosję akt katyńskich. To on wystąpił z sprzeciwem wobec rurociągu bałtyckiego Rosja-Niemcy. W tym samolocie była cała śmietanka, cała elita wysokich stanowisk z propolskim nastawieniem, prowadząca niezależną politykę, mająca duże wpływy, dużą wiedzę, odwrócona od Rosji, zwrócona ku NATO, całą mocą broniąca naszych narodowych interesów. Jak widzimy możliwości jest dużo i na dobrą sprawę nie musiało chodzić o jeden motyw, ale nawet o kilka. Niektóre motywy są bardzo ładnie zobrazowane na poniższym diagramie.

 

obrazek ze stronyhttp://krzysztofjaw.blogspot.com/


Putin nie należy do praworządnych przywódców. Przytoczmy fragment z powyższego artykułu:

 

Niedowiarkom trzeba przypomnieć udział KGB w zamachu na papieża, zatrucie dioksynami prozachodniego kandydata na urząd prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, śmiertelne napromieniowanie izotopem polonu Aleksandra Litwinienki, zastrzelenie opozycyjnej dziennikarki Anny Politkowskiej etc. To pokolenie KGB-istów Putina przeprowadziło atak na pałac Tadz-Bek i zlikwidowało Hafizullah Amina, stojącego na czele Afganistanu, a przed nim jego poprzednika Nur Mohammed Taraka. Oni zlikwidowali pierwszego prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa i przeprowadzili kilka zamachów na prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadze.


Sposobność też była niebywała. Tak liczne grono wrogów podanych na talerzu, wszyscy w jednym samolocie, rząd ochoczy do wszelkiej współpracy, a interesy gazowe opiewające na wiele miliardów dolarów wiszą na włosku. Nie pomoże kwestia np. mgły, bo łatwo ją sztucznie wywołać (o tym słów kilka w dalszej części). Zaproponowanie lotniska zapasowego oddalonego o 4 godziny drogi nie jest kuszącą propozycją i łatwo można się było spodziewać, że pilot przynajmniej będzie podchodził do lądowania. A poza tym, jak się planuje zamach, to przeważnie oprócz planu A, przygotowuje się również plan B. W tym przypadku może nie trzeba było go używać. W każdym razie nie musiało być środowiskowych czynników sprzyjających katastrofie, bo równie dobrze można je było samemu stworzyć. Tym samym trudno wykazać jakiekolwiek alibi dla Rosjan.

Dlaczego zaczynam od motywu, obecności w tej całej historii Putina i od sposobności? Odpowiedź jest taka, że zawsze w kryminalistyce w podobnych warunkach pierwszą hipotezą jaka przychodzi do głowy, to zamach. Co prawda nie oznacza to jeszcze, że obecność motywu, sposobności i osoby która nie do końca liczy się z praworządnością od razu implikuje jego winę, ale pierwsze podejrzenie powinno paść na niego. Natomiast mam wrażenie, że rząd i prokuratura w ogóle nie wzięli tego pod uwagę, powierzyli śledztwo stronie rosyjskiej, a to przecież ona mogła spowodować ten zamach. Beztrosko zrobili coś, co jest niedopuszczalne w kryminalistyce - zostawili ich sam na sam ze wszystkimi materiałami dowodowymi. I co ciekawe, to oni planowali przetopić maszynę, przetrzymują wrak w warunkach powodujących przyśpieszoną degradację, ścięli drzewa, spalili znaczną część ubrań, miejsce katastrofy zostawili na pastwę szabrowników, czarnych skrzynek nie zamierzają nam oddać, przechwycili wszelkie nagrania, jakie były wówczas robione, ludzie po wielu miesiącach odnajdywali ważne części samolotu, które mają ogromne znacznie w śledztwie...


 

Zadajmy sobie pytanie, co byśmy zrobili, jeśli nie mielibyśmy reputacji praworządnego obywatela, a na naszym terenie zginął by nasz wróg. Czyż nie "rozebralibyśmy się do naga" i nie powiedzielibyśmy: "sprawdzajcie mnie, wezwijcie śledczych, specjalistów, zróbcie specjalistyczne badania i przekonajcie się, że to nie ja zrobiłem". Myślę, że każdemu z nas w takiej sytuacji zależałoby na otwarciu wszystkich swoich kart, aby uwolnić się w jak największym stopniu od podejrzeń. Natomiast my od samego początku w tym dochodzeniu jesteśmy skazani na ślepą wiarę w rzetelność rosyjskiego śledztwa.

 

2. Czy mgła była prawdziwa

 

W Gazecie Polskiej ukazała się informacja, z których wynika, że możliwość utworzenia sztucznej mgły jest rozważana przez polską prokuraturę:

Portal Niezależna.pl dotarł do nieznanych dotąd akt śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Na stronie 388 znajduje się notatka mówiąca o możliwości rozpylenia środka chemicznego przez rosyjskiego Iła-76, który znalazł się w Smoleńsku niedługo przed Tu-154. Środek ten miał spowodować wystąpienie sztucznej mgły.

źródło:http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36330

Jednakże w późniejszym wydani tego tygodnika okazało się, że redaktorzy dotarli do informacji, że na dobrą sprawę nie było to konieczne, gdyż w niedługim czasie urządzenie produkujące sztuczną mgłę powstanie przy jednej z niemieckich elektrowni atomowych:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37065

Również niedawno w mediach pojawiła się opinia ekspertów z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania Polskiej Akademii Nauk, którzy orzekli, że:

Na podstawie wyników obserwacji meteorologicznych w Smoleńsku z ostatnich 30 lat stwierdzili, że, "warunki mgielne" w rejonie katastrofy 10 kwietnia były typowe dla tego obszaru

http://wiadomosci.onet.pl/2201373,11,mgla_nad_smolenskiem_polscy_biegli_wydali_opinie,item.html

Niestety, ale przy takiej informacji nasuwają się pewne pytania:

- Jak często pojawiają się takie warunki
- Czy te typowe warunki w Smoleńsku są również tak ekstremalne, jak te z 10 kwietnia 2010 roku?
- Czy badano grudki ziemi z tego obszaru na obecność związków chemicznych, które mogły by uczynić mgłę bardziej gęstą?
- Gdzie można dotrzeć do opisu metody badania, danych o autorach tej ekspertyzy

 

Ponadto częste występowanie mgły nie jest równoważne z jej występowaniem za każdym razem. Jeśli tego dnia nie było jej w sposób naturalny, lub nie powodowała takich ekstremalnych warunków, to przecież można było "dopomóc" naturze. Zauważmy, że taka ekspertyza nie odpowiada na pytanie, czy ta mgła była wtedy prawdziwa, czy sztuczna, bo tego eksperci nie sprawdzili, a jedynie daje odpowiedź na pytanie, "czy miała ona szansę być prawdziwa?". Nawet gdyby okazało się, że była ona prawdziwa, to nie przeczy to koncepcji zamachu. Do tego należałoby wykazać, że nie jest możliwe wytworzenie na masową skalę sztucznej mgły, gdyż rozumowanie potencjalnych zamachowców mogło być następujące: „jeśli będzie naturalna mgła, to nic nie robimy, a jeśli jej nie będzie, to robimy sztuczną”. A takiej teorii nie da się wybronić z jednej prostej przyczyny - taką mgłę da się utworzyć, co obrazuje poniższy film:

 

http://www.youtube.com/watch?v=LQF8hsitxvY

I pomyśleć, że w zwyczaju wojska nie jest ukazywanie najnowszych nowinek, a jedynie technologii już trochę przestarzałej.

W Gazecie Polskiej w artykule "Zagadka smoleńskiej mgły" dostępnym nahttp://www.miastowroclaw.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1997:zagadka-smoleskiej-mgy&Itemid=266 czytamy, że w tym czasie na cmentarzu w Katyniu oddalonym o ok. 15-20 km od lotniska w Smoleńsku nie było żadnej mgły, co nawet wywołało zdziwienie u redaktora TVN 24, co można zobaczyć na poniższym filmie. Może to świadczyć, że ta mgła była tylko lokalna.

 

http://www.youtube.com/watch?v=PyTYeLy3aWI

W tym artykule czytamy, że z relacji świadków wynika, iż mgła pojawiła się nagle, z minuty na minutę, szybko się zagęszczała, jej gęstość w szczytowym momencie była nienaturalnie duża, znacznie ograniczała widoczność i była lokalna.

 

3. Czarne skrzynki.

 

Argumenty oparte na czarnych skrzynkach są najmocniejszymi punktami tzw. wersji "spiskowych". Po ich dokładnym przeanalizowaniu z uwzględnieniem raportu MAK, parametrów i właściwości samolotu, urządzeń nawigacyjnych, najprostszych praw fizyki, nasuwa się wniosek, iż bezsprzecznie musiały być one sfałszowane. Zanim je omówimy, warto ściągnąć sobie od dawna upublicznione stenogramy rozmów w kokpicie (dostępne np.tutaj) i spojrzeć na poniższe rysunki przedstawiające uproszczony schemat procesu podejścia do lądowania.

 obrazek z multimedialnej prezentacji ze stronyhttp://www.niezalezna.pl/artykul/smolensk_ekspercka_analiza/42287/1

Samolot prawidłowo podchodzący do lądowania znajduje się na tzw. "kursie i ścieżce", co na powyższym rysunku zostało przedstawione w formie błękitnej płaszczyzny z napisem "GLIDESCOPE". Podczas takiego podejścia samolot przelatuje nad dwiema radiolatarniami, które wysyłają w górę wiązki fal radiowych o kształcie stożka (na rysunku są one w kolorach fioletowym i pomarańczowym). Systemy radiolatarni służą do naprowadzania samolotu na właściwy kurs. Są one umieszczone dokładnie w linii osi lotniska, a piloci na swoich przyrządach odczytują kierunek, na który muszą zwrócić maszynę, aby ustawić się dokładnie w tej linii. Ich działanie przedstawia poniższy rysunek:

 

 

Na wskaźnikach mamy dwie wskazówki. Jeśli samolot jest oddalony od osi pasa na prawo, to obserwujemy wskazanie nr 1, gdzie górna wskazówka wskazuje kierunek na bliższą radiolatarnię, a dolna na tę dalszą. Analogicznie sytuacja wygląda, jeśli samolot jest oddalony od osi pasa na lewo (wskazanie 2). Jeśli jest dokładnie ustawiony w tejże osi, to wskaźnik pokazuje to co na powyższym rysunku jest oznaczone jako "wskazanie 3".  Pilot przelatując nad radiolatarnią (wlatując w ten stożek) słyszy sygnał dźwiękowy o częstotliwości ok. 800 Hz (co jest zaznaczone na stenogramach o godz. 10:39:50,2 i o godz. 10:40:56). Moment przelotu nad bliższą radiolatarnią jest momentem tzw. decyzji, czyli wtedy pilot decyduje, czy samolot ma lądować, czy przerwać proces lądowania i przejść na tzw. drugi krąg.

 

Sprzeczności w stenogramach:

1. Wprowadzanie w błąd pilotów

Przyglądając się treści tych stenogramów, okazuje się, że kontrolerzy naprowadzali Tupolewa do zderzenia się z ziemią. Pracownik wieży kontrolnej z Okęcia rozprawił się z tym zapisem i nie ma wątpliwości, że to był zamach. Mimo iż samolot nie był na prawidłowej ścieżce od 4000 m, to kontrolerzy lotu powtarzali niemal do końca, że samolot jest na "kursie i ścieżce". Samolot leciał na drzewa, a ci dawali do zrozumienia, że dobrze leci, żeby leciał tak dalej, chociaż nie mieli takich podstaw, aby wydać takie komunikaty. Można by spytać: "a w którym to momencie samolot był na kursie i ścieżce?".

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/35709

 

2. Niemożliwy czas trwania sygnału bliższej radiolatarni.

Zwróćmy uwagę na te fragmenty stenogramów:

10:39:50,2 - 10:39:58,0 Sygnał dźwiękowy, F845Hz. Dalsza prowadząca" - samolot wleciał w stożek nad dalszą radiolatarnią. Był wtedy na wysokości ok. 400m. Czas przelotu nad tym stożkiem trwa 7,8sec - bo tyle trwa ten sygnał.

10:40:56 10:40:58,1 Sygnał dźwiękowy F=800 Hz. Bliższa prowadząca" - samolot był wtedy na wysokości 20m. Czas przelotu nad tym stożkiem to 2,1 sec.

Otóż problem polega na tym, że stosując proste wzory matematyczne (zwykłe proporcje i trygonometria) można policzyć, że skoro pierwszy sygnał trwał prawie 8 sek. na 400 metrach, to na 20 metrach ten sygnał nie miał prawa trwać aż 2 sekundy! Znając wysokość i kąt stożka można obliczyć jego podstawę - czyli długość odcinka, którego musiał przelecieć samolot gdy wlatywał w ten stożek i z niego wylatywał. Znając prędkość samolotu (nawet zakładając jego prędkość minimalną 225 km/h - poniżej tej prędkości samolot spada jak kamień w dół) czas przelotu nie miał prawa trwać aż 2,1 sec. Taki czas byłby prawidłowy, gdyby samolot znajdował się na min. 80 metrach wysokości, a nie 20! Dzieląc odległość przez czas,otrzymalibyśmy prędkość poziomą samolotu znacznie poniżej jego prędkości minimalnej. Jest to tym bardziej dziwne, że samolot leciał wtedy na automacie, który utrzymuje stałą prędkość +/- 10% (ze stenogramów z godz. 10:38:49 wynika, że ustawioną na 280 km/h). Ten autopilot został wyłączony dopiero o godz. 10:40:56 (na stenogramie wyłączenie to zasygnalizowane zostało poprzez trzy sygnały ABSU o częstotliwości 400Hz), gdy samolot znajdował się na wysokości 20 m. 

Szczegółowe obliczenia można znaleźć np. tutaj:

http://wsi.cba.pl/dokumenty/raport_smolensk.pdf

3. Niemożliwa prędkość

Jeśli spojrzymy na stenogramy, to zobaczymy, że o godzinie 10:40:38,7 kontroler lotów wypowiada zdanie "2 na kursie i ścieżce", co oznacza, że samolot znajduje się 2 km od pasa i jest na kursie i ścieżce. Natomiast o godzinie 10:40:56-58 rozbrzmiewa sygnał minięcia bliższej radiolatarni oddalonej o 1,1 km od pasa. Różnica czasu pomiędzy tymi zdarzeniami wynosi ok. 18 sec, a różnica odległości wynosi 2000m  - 1100m = 900m. Jeśli podzielimy drogę przez czas, to nam wyjdzie prędkość, która w tym przypadku wynosi ok, 170-180 km/h. Przy takie prędkości samolot od razu runął by na ziemie z wielkim hukiem. Przypominamy, że prędkość minimalna wynosi 225 km/h, a oprócz tego samolot leciał wtedy na automacie, który utrzymuje cały czas stałą prędkość i był ustawiony na 280 km/h.

http://beholder.salon24.pl/258447,tu-154-800-metrow-klamstwa

w podobnym tonie powstał swego czasu inny artykuł:

http://smolensk-2010.pl/2010-06-16-odfalszowane-zapisy-czarnych-skrzynek.html

 

Powyższa uwaga jest tylko przykładem takiej manipulacji. Poniższe dwa filmy przedstawiają analizę ekspercką, w której widać, że od takich nieścisłości i przykładów ingerencji w nagranie aż się roi. W dużej części przypadków rozważania są oparte na fakcie, że samolot leciał na automacie, który wg stenogramów był ustawiony na 280 km/h, a którego zadaniem m.in. jest utrzymywanie stałej prędkości. Ze stenogramów odczytujemy czas zdarzenia, informacje mówiącą o położeniu samolotu i stosując klasyczny wzór na zależność długości drogi od czasu i prędkości można udowodnić rażące przekłamania w tym zapisie.

część pierwsza:

http://www.youtube.com/watch?v=JCTmhMTynMs

część druga:

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=Tuxcw50Ip5A

 

4. usuwanie niewygodnych fragmentów ze stenogramu


Wieża w Smoleńsku podała pilotom Tu-154, gdy dolatywał do lotniska: "zejdźcie do 50 metrów". Tak wynika z zeznań pilota Jaka-40, porucznika Artura Wosztyla, złożonych w prokuraturze (karta 1165), do których dotarli informatorzy "Gazety Polskiej". Był to wyrok śmierci dla prezydenckiej maszyny.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/35973

To co najbardziej z tego zastanawia, to fakt, że nie znajdujemy tego w stenogramie! Proszę sprawdzić samodzielnie! Co więcej, prokuratura rozważała wszczęcie postępowania karnego wobec dziennikarzy Gazety Polskiej i TVP, za ujawnienie szczegółów z śledztwa, na które nie uzyskali zgody! Za taki czyn grozi do dwóch lat pozbawienia wolności (KK, Art. 241. § 1).

http://niezalezna.pl/article/show/id/36131


 

Dodatkowo informacja o poleceniu zejścia do 50m została potwierdzona w rozmowie z TVN24 przez Remigiusza Musia - technika pokładowego Jaka 40, który wylądował 10 kwietnia w Smoleńsku.

 

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36252

http://www.tvn24.pl/-1,1663248,0,1,dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu_154-i-il-tez,wiadomosc.html


5. Inne przykłady manipulowania nagraniami

Wystarczyło tylko kilka godzin (może dni), aby dane z czarnych skrzynek zmanipulować, podczas gdy Rosjanie przetrzymują je już kolejny miesiąc i dają do zrozumienia, że prędko (o ile w ogóle) ich nie otrzymamy.

Na samym początku okazało się, że otrzymana kopia nagrań nie była kompletna, gdyż zabrakło na nich 16 sec. W środku sierpnia okazało się, że te nagrania dalej są niekompletne i brakuje w nich kolejnych fragmentów:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37869

6. zagadkowa długość nagrania

Ciekawą zagadką jest również to, że stenogram trwa 38 minut, podczas gdy ten model czarnych skrzynek MARS-BM z zasobnikiem OL4 może pomieścić maksymalnie 30 minut nagrania. Skąd się wzięły te dodatkowe minuty.

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100617&typ=po&id=po01.txt

http://wyborcza.pl/1,75478,7790636,Ostatnie_30_minut_przed_katastrofa.html
http://wyborcza.pl/1,75478,7817225,Co_odkryja_glosy_z_MARS_a_.html
 

7. Rażące niedbalstwo rosyjskich ekspertów

Wg stenogramów nawigator Artur Ziętek mówi dwie kwestie jednocześnie. Chodzi o końcową fazę lotu, gdy o godz. 10:40:53,1 nawigator kończy mówić "50" (chodzi o wysokość, na której znajduje się obecnie maszyna), a już o 10:40:53,0 zaczyna mówić "40" (bardzo łatwo zweryfikować tę informację samodzielnie na podstawie stenogramu). Wynika z tego, że kiedy zaczął podawać kolejną wartość, był jeszcze w trakcie kończenia poprzedniej.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100617&typ=po&id=po01.txt


8. Czy piloci lądowali?

Warto jeszcze podkreślić różnicę pomiędzy podchodzeniem do lądowania, a samym lądowaniem. Podchodzenie do lądowanie jest początkowym etapem lądowania, który najpóźniej w punkcie decyzji (przelot nad bliższą radiolatarnią) może zostać przerwany. Natomiast lądowanie jest kontynuowaniem tego procesu po ostatecznej decyzji, o podjęciu takiego kroku. Ze stenogramów wynika, że załoga tylko podchodziła do lądowania, a nie lądowała, gdyż pilot ostatecznie zdecydował o odejściu na tzw. drugi krąg - o godz. 10:40:50,5 wypowiada słowa "odchodzimy". Wtedy piloci włączają pełną moc silników i próbują podnieść maszynę. Ale ona w tym momencie z ogromnym impetem zaczęła spadać w dół. To by świadczyło o zablokowaniu steru wysokości. Więc na jakiej podstawie Rosjanie orzekli, że wszystko było sprawne i jest to wina pilotów? Warto zaznaczyć, że to musiały być słowa "odchodzimy" a nie "podchodzimy", jak sugerują niektórzy internauci z tego powodu, że taka komenda w tej nomenklaturze nie istnieje, ot chociażby z uwagi na to, że jest podobna do często używanej komendy "odchodzimy", jak i na to, że jest bezsensowna (gdyż przecież samolot już od jakiegoś czasu podchodził do lądowania).



9. Nieprawdopodobne zachowanie załogi

Po komendzie drugiego pilota "odchodzimy", Tu 154 zaczął gwałtownie tracić wysokość. Czy to oznacza, że pierwszy pilot zignorował tę komendę i rozpoczął lądowanie? Było ich tam czterech (a może nawet z Błasikiem jako piątym), samolot zaczął gwałtownie spadać (wysokość była głośno podawana, co utrwaliło się na stenogramach), a mimo to załoga zachowała spokój aż do chwili zderzenia z drzewem (ja bym wtedy wrzeszczał, że zamiast wznosić się, to my gwałtownie opadamy). Tuż przed uderzeniem pilot odebrał sygnał z radiolatarni. Nawet amator nie lądował by, jeśli nie odebrałby tego sygnału wcześniej. Protasiuk był pilotem, który (wg kolegów) rygorystycznie przestrzegał wszelkich procedur, a one mówią wyraźnie, że w warunkach pogorszonej widoczności nie wolno schodzić poniżej 100m bez zgody wieży podczas podchodzenia do lądowania. Grozi to utratą licencji.

Więcej szczegółów na stronie:

http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/57/3102

Wielu ekspertów (w tym ten na powyższych filmach) jest przekonanych o tym, że załoga została celowo wprowadzona w błąd poprzez ustawienie fałszywych radiolatarni, ustawienie fałszywych reflektorów u progu fikcyjnego pasa, poprzez podanie sfałszowanych kart podejścia do lądowania, fałszywymi komunikatami. W ten sposób zostało utworzone fałszywe lotnisko w odległości 800 metrów od tego prawdziwego progu pasa startowego. Jeśli Przyjmiemy takie założenia, to o dziwo wszystkie obliczenia o których była tutaj mowa trzymają się kupy i nie wykazują żadnych sprzeczności. Więc w świetle powyższego, jak to jest z wiarygodnością Rosjan, przebiegiem śledztwa i jak można wierzyć w rzetelność tego przekazu?

 

4. Rozmiar katastrofy.

 

To co najbardziej szokuje, to rozmiar tej katastrofy. Takiego zdania są specjaliści od lotnictwa i aerodynamiki. Zaznaczmy, że samolot podchodzący do lądowania ma ok 300km/h (czasami dużo mniej), kilka metrów nad ziemią i poziomy kierunek ruchu. Jak to możliwe, aby ten samolot rozpadł się na kawałki, jak miało to miejsce w Smoleńsku? Nigdy w historii nie zdarzyło się, aby samolot podchodzący do lądowania z tak małą prędkością, który nie pikował w dół, w którym nie stwierdzono wybuchu, nie rozpadł się w drobny mak na 700-800m! Jest to pierwszy przypadek takiej katastrofy. Tupolew był maszyną, o której mawiało się "nie gniotsa, nie łamiotsa", któremu nieraz zdarzało się lądować w polowych warunkach. Oczywiście, jeśli samochód przy takiej prędkości uderzyłby w ścianę, to być może rozsypałby się w podobny sposób. Natomiast tutaj mamy do czynienia z inną sytuacją. Samolot po uderzeniu nie zatrzymał się w miejscu, ale sunął się po podmokłym zagajniku, oraz zahaczał o drzewa. Takie warunki znacznie amortyzują siłę uderzenia. W poniższym artykule podane są przykłady innych katastrof, w których samoloty spadły ze znacznej wysokości i roztrzaskały się na powierzchni o wiele mniejszym promieniu.

Zacytujmy jego fragment:

4 lipca 2001 r. pod Irkuckiem z wysokości 853 m w ciągu kilkunastu sekund runął Tu-154 będący własnością rosyjskiej Vladivostokavii (nikt nie przeżył). Maszyna spadała bezwładnie przez kilkanaście sekund, mimo to jej szczątki - rozrzucone na obszarze 100 na 60 m - były w niewiele gorszym stanie niż wrak polskiego samolotu (zdjęcia na Niezależna.pl). Pięć lat później - w sierpniu 2006 r. - na terenie wschodniej Ukrainy rozbił się inny rosyjski Tupolew 154. Choć spadał z bardzo dużej wysokości (bezradni piloci wysyłali SOS, gdy maszyna była na 1100 i 900 m), szczątki konstrukcji i ciał rozrzucone były na długości 400 m, a zniszczenia samolotu porównywalne ze skutkami katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. (zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze w powietrzu w rosyjskiej maszynie wybuchł pożar, a po upadku nastąpiła olbrzymia eksplozja, utrwalona na filmie przez świadków).

W lutym 2009 r. trochę lżejszy i mniejszy od Tupolewa 154 boeing 737 tureckich linii lotniczych - w wyniku usterki wysokościomierza i błędu pilotów - uderzył o ziemię z prędkością 175 km/h paręset metrów od lotniska w Amsterdamie. Wcześniej, kilkadziesiąt metrów nad ziemią, w maszynie przestały pracować silniki (wyłączył je autopilot, wprowadzony w błąd działaniem wysokościomierza). Po upadku na błotniste pole samolot przełamał się na trzy części i stracił ogon, ale nie rozpadł się na kawałki (fotografia powyżej); zginęło jedynie 9 ze 135 osób na pokładzie

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Samolot-nie-mogl-rozpasc-sie-na-kawalki,wid,12211780,wiadomosc_prasa.html?ticaid=1a703&_ticrsn=5


Zwróćmy uwagę, jaka jest statystyka śmiertelności w tej ostatniej opisanej katastrofie. Poniżej 10%. Natomiast w naszym tupolewie nie znalazł się ani jeden procent ocalałych, nie znalazł się nikt, kto umarłby dopiero po godzinie lub dwóch, a dodatkowo tylko 24 ciała z 96 można było normalnie zidentyfikować. Oczywiście zdarzały się katastrofy, które miały podobny finał, ale zawsze w takich przypadkach dochodziło do potężnej eksplozji. Miesiąc po katastrofie smoleńskiej rozbiła się maszyna w Trypolisie (Libia). Niektóre media skoncentrowały się na podobieństwach do katastrofy smoleńskiej (komentator nie powiedział, jak to się stało, jaka jest wstępna przyczyna, ile osób zginęło, jakie były warunki lądowania, o której to się stało, ale powiedział, że samolot podchodził do lądowania, rozbił się, szczątki rozrzucone na dużej powierzchni i żadna część oprócz ogonowej się nie zachowała), tamtejsze media ogłosiły, że był to błąd pilota. Dopiero potem okazało się, że znaleźli się świadkowie, którzy widzieli eksplozję maszyny.

http://wiadomosci.onet.pl/2168701,12,podano_wstepna_przyczyne_katastrofy_samolotu,item.html

 

W katastrofie w lesie kabackim samolot rozbił się przy prędkości 470km/h, z prawie pełnym zapasem paliwa, nastąpiło kilka eksplozji, a jego szczątki zostały rozrzucone na przestrzeni 370m. W katastrofie pod Okęciem w 1980 roku samolot lotem nurkowym przy prędkości 350 km/h uderzył w lodową fosę, a szczątki rozsypały się na odległości ok. 200m.


Ale najciekawszą katastrofą było rozbicie się samolotu pod Moskwą 22 Marca 2010r. Też był to Tupolew, bardzo podobny model, również podchodził do lądowania, też uderzył w drzewo i oderwała się część skrzydła, po czym ścinał drzewa, nie było wybuchu, wylądował w podobnym zagajniku. Okazało się, że samolot był prawie w całości i wszyscy przeżyli.

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34295


Zdjęcie z katastrofy pod Moskwą:


Dla porównania zdjęcia z katastrofy pod Smoleńskiem:

 

 

 

 

W Gazecie Polskiej ukazała się informacja, że wg ekspertów, którzy analizowali szczątki samolotu, jakie znalazły się w redakcji tejże gazety, najprawdopodobniej mogła to być bomba paliwowo-powietrzna, którą Rosjanie użyli w Afganistanie i Czeczenii. Więcej na ten temat na stronie:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34032


Dlatego wszystkie fakty (wbrew opinii rosyjskich śledczych) wskazują na to, że w naszym tupolewie musiało dojść do eksplozji. Oczywiście nasuwa się pytanie, w którym momencie mogłoby dojść do podłożenia tych ładunków wybuchowych? Trudno jednoznacznie udzielić odpowiedzi na to pytanie, ale z drugiej strony okazji do tego nie brakowało. W grudniu poprzedniego roku Tupolew był remontowany przez Rosjan w Samarze:

http://www.tvn24.pl/0,1668296,0,1,drugi-tupolew-wroci-do-polski-pod-koniec-sierpnia,wiadomosc.html

Również ten samolot był naprawiany przez Rosjan tuż przed wylotem do Smoleńska:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37931

 

 

5. Autopilot

 

 

Czy możliwe, aby systemy opierające się na nawigacji GPS w wersji wojskowej (dokładność 0.3m), które potrafiły sterować zarówno wysokością, ciągiem jak i kursem rządowej maszyny mogły zaprowadzić samolot wprost pod drzewa? Wiadomo, że autopilot został wyłączony dopiero na 5.4 sec. przed katastrofą (na stenogramie pomiędzy 10:40:56 a 10:40:58 mamy 3 sygnały ABSU świadczące o wyłączeniu 3 kanałów autopilota), wg rosyjskiego raportu był sprawny (wraz z systemem TAWS), a samolot mimo tego był znacznie oddalony od właściwej ścieżki.

 

Wśród zwolenników wersji z zamachem jest przekonanie, że doszło do sfałszowania sygnału GPS za pomocą meaconingu - ten system stosuje się po zamachach z 11 września w celu ochrony ważnych strategicznych obiektów, a polega na celowym zafałszowaniu sygnału GPS poprzez jego nagranie i wyemitowanie z opóźnieniem czasowym i większą mocą. Ten temat jest doskonale opisany w artykule z Gazety Polskiej "EKSPERCI OD NAWIGACJI SATELITARNEJ: TO BYŁ ZAMACH" dostępnym na:

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34367

Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 proc. potwierdza tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu - twierdzą Marek Strassenburg Kleciak, specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji, i Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki "Satellitennavigation".

Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika (zauważyła to telewizja TVN24), że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Wyłączenie autopilota nastąpiło 5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę.

To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych. Dodajmy, że wyłącza się go jednym ruchem ręki, a więc w ciągu sekundy można - jeśli jest taka potrzeba - przejść na sterowanie "ręczne".

Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, blisko obok siebie leżące tzw. waypoints: 10 km przed pasem / wysokość 500 m, 8 km / 400 m, 6 km / 300 m, 4 km / 200 m, 2 km / 100 m - ten ostatni punkt to tzw punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasu startowego, to MUSI zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że - jak już zaznaczyliśmy - można to zrobić w sekundę.

[...]

Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych satelitarnych.

 

6. Amatorski film

 


Wersja podstawowa:

http://www.youtube.com/watch?v=XxdOnSsPV9I


odtrzęsiona wersja (deshaked)

http://www.youtube.com/watch?v=EeFPHDxOXYo


wersja bez wystrzałów pokazana w telewizji rosyjskiej


http://www.youtube.com/watch?v=_B_N7O7Pn7w

O filmie zrobiło się dosyć głośno 14 kwietnia. To co najbardziej zaintrygowało w tym materiale, to 4 wyraźnie strzały. Wywołało to zaciekawienie prokuratury, która obiecała przyjrzeć się mu i ustosunkować się do niego w ciągu... 2 dni... Minęły ze 3 miesiące, a prokuratura milczy. Jedyne co zdołali na ten temat napisać, to:

Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynęła również opinia Biura Badań Kryminalistycznych ABW dotycząca nagrania filmowego miejsca katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku opublikowanego w Internecie. Z opinii wynika, że w nagraniach znajdują się krótkie wypowiedzi mężczyzn i kobiety w języku rosyjskim oraz wypowiedzi mężczyzn w języku polskim.

Niektórych słów nie zdołano odtworzyć ze względu na dużą ilość zakłóceń oraz mały odstęp sygnału od szumu. W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku. Należy zauważyć, iż materiał przekazany do badań stanowiły nagrania niskiej jakości.

Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że nadesłane zapisy były wielokrotnie poddawane kompresji, co mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość. Odnośnie ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu, podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych.

Widać, że niewiele wiemy na temat takiej analizy. Jednakże już na podstawie takiego opisu można zadać jedno zasadnicze pytanie: Co tam robią głosy w języku polskim??? Przy założeniu, że nie było dobijania rannych, co to byli za ludzie mówiący po polsku. Wiemy, że po pewnym czasie dodarł tam Wiśniewski. Przyszedł on po przyjeździe ekip ratowniczych. Jednakże ta cała akcja rozgrywała się przed tym czasem (dopiero pod koniec filmu amatorskiego słychać syreny samochodów). Prokuratura przesłuchała wielu świadków, ale do tej pory nie potrafi się ustosunkować do tych strzałów. Więc co to były za polskie głosy i dlaczego nic na ich temat nie wiemy? Słyszeliśmy relację pielęgniarek uczestniczących w akcji, słyszeliśmy sprawozdanie Gregorego Poltavchenko który również pojawił się tam w pierwszych minutach, a co z tymi osobami, które są ukazane na tym filmie i z tymi, którzy mówią po polsku? Tam byli jacyś Polacy, którzy musieli słyszeć te strzały, a więc powinni podzielić się tą wiedzą z prokuraturą. Więc dlaczego wszyscy rozkładają bezradnie ręce i nie wiedzą, co to były za strzały? Od strony formalnej niewiele możemy więcej zrobić, ani więcej pytać, bo oficjalny raport niewiele nam wyjaśnia. Na uwagę zasługuje fakt, że autentyczność materiału z czarnych skrzynek nie budzi wątpliwości, prokuratura nie wysnuwa podejrzeń o ingerencję w ciągłość nagrań, na dzień 28 lipca okazuje się, że dość szybko poradzili sobie z zaszumionymi tekstami, których nie potrafili rozszyfrować Rosjanie.

Jednakże ja bym na tym nie poprzestawał. Wielu internautów zniecierpliwionych i rozczarowanych postępem śledztwa postanowiło wziąć sprawy we własne ręce i wyręczyć prokuraturę w tym dochodzeniu. Powstało kilka opracowań. Myślę, że warto się z nimi zapoznać:

 

opracowanie

http://www.youtube.com/watch?v=3466dPCjAT0

opracowanie dźwięku (najlepiej wszystkie wersje tego filmu przesłuchać ze słuchawkami)

http://www.youtube.com/watch?v=K_Wuczc6gVA



Powstało bardzo wiele wersji fonoskopii. Przyjrzyjmy się jednej z nich:

00:12 uspokój się
00:17 patrz mu w oczy
00:21 uspokój się
00:21 ku..wa
00:21 tam
00:22 zjob
00:23 o boże
00:25 już po
00:27 zostaniesz tu i zginiesz?
00:28 ta pani tu jeszcze żyje
00:28 wielki Jezu
00:29 idziesz
00:30 ubija ciebie
00:31 graj?
00:31 uwijajcie sia
00:32 święty Józefie, jak tak można
00:43 nikagda uchoda
00:47 dawaj tuda paskuda
00:50 nie ubijajtie nas
00:51 boże mój boże
00:53 ku..wa, co jest
00:53 żyje (wg mnie akcent zdecydowanie bardziej wskazuje na "co jest?")
00:53 strielaj
00:55 kurde
01:12 wsie nazada poniał
01:19 a gdzie uchodzisz kola
01:21 nie ch..ja siebia

Oczywiście większość tych wypowiedzi ze względu na duże zakłócenia, obróbka na nieprofesjonalnym oprogramowaniu, nie jest dokładna, ale ja osobiście jestem głęboko przekonany, że większość z nich jest poprawna.

Dla bardziej zainteresowanych opracowaniem fonoskopijnym polecam np. tekst bloggerazezowaty zorro.

Czy możliwa jest manipulacja dźwiękiem i obrazem? Teoretycznie tak, ale należy podkreślić, że wręcz nieprawdopodobna. Zabierając się za taką manipulację, należałoby uwzględnić właściwości akustyczne terenu, w tym echo/pogłos, dostosować głośność wypowiedzi do sytuacji, emocji, dramaturgii, do zagłuszającej syreny (w takich sytuacjach mówi się głośniej), uwzględnić charakterystykę przenoszenia mikrofonu w telefonie, zniekształcenia i inne jego właściwości akustyczne. Dodatkowo rosyjski autor tego filmu musiałby zaopatrzyć się w kilka polskich głosów, których treść nie jest sprzeczna z kontekstem sytuacyjnym. Musiałby je przygotować, zrozumieć, wyselekcjonować i wmontować.

 

Z manipulacją obrazem sprawa wygląda na jeszcze bardziej skomplikowaną. Domontowując obraz należy rozebrać film na poszczególne klatki i wstawiać tam postacie dostosowując ich wysokość do elementów otoczenia, kolorystykę do ogólnej kolorystyki tego filmu (nasycenie, balans bieli), rozmycie tych postaci do ogólnego rozmycia każdej klatki, kąt nachylenia do zmian kątów nagrywającego aparatu telefonicznego. Należałoby te postacie zaszumić zgodnie z szumem obecnym na tych zdjęciach. Często trzeba wziąć również pod uwagę perspektywę, cienie, oświetlenie terenu itp.

 

 

O filmie amatorskim zrobiło się głośno 5 dni po katastrofie, więc należy przyjąć, że pojawił się w sieci znacznie wcześniej. Czy możliwe jest tak perfekcyjne sfabrykowanie tego materiału w ciągu kilku dni i to przez człowieka, którego o profesjonalizm nie można podejrzewać? Do tej chwili nie pojawiły się żadne opracowania podważające autentyczność tego materiału, podczas gdy Rosjanie przez trzy miesiące przetrzymując nasze czarne skrzynki nie potrafili rzetelnie zmontować samego dźwięku i stenogramu! I co ciekawe, nad nimi pracowali profesjonaliści!

 

 

Na wersji deshaked można zobaczyć kilku ludzi, którzy kręcili się tam. Jednakże dla mnie osobiście najważniejsza jest taka jedna osoba, którą kamerzysta zauważa, podchodzi do niej, centruje komórkę na nią, po czym kiedy zauważa zamieszanie, to odwraca się i zaczyna uciekać. Ta biała postać jak dla mnie jest wyraźnie żywą i ruszającą się ofiarą tragedii. Niestety dla niektórych jest tylko fragmentem samolotu. Jedni widzą i są na 100% pewni, że to ofiara i jest żywa, inni w to nie wierzą. Tu jest problem. Dla mnie i takich jak ja jest nie do pojęcia, jak można tego nie widzieć, inni są przekonani, że to o niczym nie świadczy. Oficjalne źródła na ten temat milczą, my nie jesteśmy wstanie przymusić nikogo do tego, aby to dostrzegł, więc ta kwestia pozostaje do własnego rozeznania. Wiec najlepiej zobaczyć to samemu.

 

Na wycinku z klatki filmu biała postać

 

Pozwolę sobie jeszcze opisać zachowanie kamerzysty, które obrazuje atmosferę grozy, jaka tam panowała.

Wypowiada się ona dwa razy i dwa razy mówi to samo przekleństwo "nie ch..ja siebia". Na samym początku zaciekawiony podbiega do przodu aby sfilmować te pierwsze chwile. W pewnym momencie zauważa białą postać. Zbliża się do niej i centruje na nią kadr. Następnie (43 sekunda) słyszy krzyk (na podstawie powyższej fonoskopii) "nikagda uchoda". Obraca się (a z nim jego telefon) i w tym momencie zaczyna się wycofywać. Słyszy "co jest" i wtedy zaczyna uciekać (nie wiadomo dokładnie dlaczego wtedy - może coś zobaczył). Pada pierwszy strzał - kamerzysta zaczyna biec (słychać to po jego krokach). Wtedy wypowiada pierwsze przekleństwo. Chowa się za drzewo i stamtąd filmuje dalej. W tle słychać głęboki oddech - może to ze zmęczenia, może ze strachu - nie wiadomo.. Przechodzi ostrożnie pomiędzy drzewami. Słyszy kolejne strzały, wychodzi na drogę z której przyszedł (najwyraźniej, aby się nią ewakuować). Słyszy od dziadka pytanie, gdzie się wybiera. Po raz drugi wypowiada z wrażenia to przekleństwo i wyłącza telefon.

Szczerze powiedziawszy przyglądając się jego zachowaniu odnoszę wrażenie, że nie czuł się zbyt bezpiecznie. W pierwszej chwili podbiegł do samolotu, aby jak najszybciej uchwycić te pierwsze momenty. Drugi raz jak zaczął biec, to po to, aby się schować za drzewa. Gdybym ja w tym momencie czuł się bezpiecznie, to podbiegłbym w jakieś ciekawsze miejsce i nagrywał ciekawsze ujęcia, niż te przez dziurę w drzewie. Widać wyraźnie, jak podszedł do tej białej postaci, umieścił ją w centrum kadru i nagrywał. Dziwne by to było, gdyby to była zwykła część od samolotu. Takim rzeczom nie poświęca się aż tyle uwagi. Dopiero przestał być taki śmiały, jak usłyszał pierwszy krzyk. Wyraźnie wtedy się obrócił i zaczął wycofywać. Usłyszał strzał - wtedy przeklął i zaczął biec, aby skryć się za drzewem, co z kolei tak naprawdę nie było najlepszym miejscem do nagrywania filmu. Myślę, że jego zachowanie wyraźnie potwierdza autentyczność tego nagrania i nastrój grozy, który wówczas panował.

 

Bardzo zdumiewający jest również fakt, że na tym filmie widać wyraźnie liny, jakieś zawiesie oraz (jak zauważył to autor poniższego opracowania) helikopter do zadań specjalnych. Mowa tu o helikopterze bezdźwiękowym, ultracichym (takie technologie wojskowe istnieją już od kilku lat). Pytanie, co on z tymi zawieszonymi linami robił w tym samym czasie?

 

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=BZri1_emiYI


Niektóre media doniosły, że znalazł się autor tego amatorskiego filmu (po ok. 2 mies). No i tu jest problem wiary. Ja zdecydowanie w to nie wierzę, historia uczy, że Rosjanie są doskonali w dezinformacji.

W materiale opublikowanym w Misji Specjalnej zobaczymy, że eksperci zadali sobie trudu i na podstawie analizy i porównania głosu doszli do wniosku, że to nie jest prawdziwy autor tego filmu:

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=HYrcy7GnIOs

Oczywiście to, czy w ten przekaz uwierzymy, czy nie, zależy tylko od nas, jednakże osoba, która twierdzi, że widziała mniej, niż widać i słyszała mniej, niż słychać na tym filmie, nie uwiarygadnia swojego zeznania.

http://www.onet.tv/autor-filmu-nikt-nikogo-nie-zabijal,7107127,1,klip.html#


Podsumowując kwestię filmu można powiedzieć, że pokazuje on spójną historię, która trzyma się kupy, a która niestety w moim mniemaniu potwierdza fakt dokonania zamachu. Wszystkie elementy współgrają ze sobą, potwierdzają się wzajemnie, a chęć stworzenia mistyfikacji wiązała by się z wręcz nieprawdopodobną sztuką, szczegółowością, drobiazgowością, gigantycznym nakładem pracy, koniecznością wykorzystania bardzo zaawansowanego oprogramowania i wysokiej klasy specjalistów. Sceptycy, którzy nie podzielają takich wniosków muszą koncentrować się na obalaniu z osobna każdego szczegółu tego filmu. Muszą wymyślić, skąd wzięły się te strzały, będą musieli przekonać, dlaczego w tak krótkim czasie było ich cztery i były tak do siebie podobne, muszą się głowić nad pochodzeniem tych polskich głosów, muszą pokazać nam, że treści niektórych zdań (takich jak w tej przykładowej fonoskopii) nie muszą być zgodne z naszą intuicją, nie wspominając o tej białej postaci i innych osób widocznych "pod mikroskopem", zachowania kamerzysty itp. Za każdym razem muszą doszukiwać się wyjątków i wykazywać, że "przecież tak mogło być". Ale tak naprawdę siła argumentu leży w spójności faktów, a nie na wykazywaniu wyjątków od reguły na każdym kroku.

 

 

7. Sekcja zwłok

Na ten temat można by pisać długo, poczynając od tego, w jaki sposób były potraktowane rodziny ofiar, że były zmuszane do podpisania zgody na spalenie ubrań, które rzekomo stwarzały zagrożenie epidemiologiczne, oraz zabroniono otwierać trumny. Dziwne jest to, że kokpit pilotów, w którym zauważono 5 ciał, zachował się w najlepszym stanie, a piloci wrócili z Rosji jako ostatni. Najwyraźniej były największe problemy z identyfikacją ciał.

Międzynarodowe standardy opisują sposób przeprowadzania sekcji zwłok. Opisane one są w amerykańskich przepisach Medical Aspects of Army Aircraft Accident Investigation (Army Regulation 40-21, Headquarters Department of the Army Washington, DC 23 November 1976, Unclassified).

Zgodnie z art. 3 ust.7 tej instrukcji, w ciągu 96 godzin po zakończeniu ostatniej sekcji zwłok, wszystkie protokoły sekcji, preparaty mikroskopowe, próbki tkanek zakonserwowane w bloczkach parafinowych i innymi sposobami, zbiór fotografii ofiar przed i po przewiezieniu z miejsca wypadku oraz zdjęcia rentgenowskie mają zostać przekazane do dyspozycji wojskowego instytutu medycyny sądowej. Zgodnie z załącznikiem

A, punkt 4, część E do instrukcji nr 40-21, każdy protokół sekcji każdej z osobna ofiary wypadku musi oprócz standardowego opisu medycznego zawierać następującą informację:

1. Szacunkowy czas przeżycia od momentu uderzenia o ziemię.
2. Datę i godzinę śmierci.
3. Ślady ognia na zwłokach powstałe przed i po uderzeniu samolotu o ziemię, oraz obecność na zwłokach błota, ziemi lub śladów paliwa.
4. Szacunkowy czas wystawienia zwłok na działanie ognia.
5. Położenie zwłok lub fragmentów zwłok na miejscu wypadku względem szczątków samolotu.
6. Obrażenia (osobno i szczegółowo opisane mają być obrażenia głowy, twarzy, szyi, krtani, barków, piersi, korpusu, miednicy, ramion, nóg, dłoni i stóp).
7. Przyczyny doznanych poparzeń (pożar, kontakt z paliwem, płynem hydraulicznym, innymi substancjami).
8. Przyczyny obrażeń mechanicznych (uderzenie o części samolotu - szczegółowy opis, lub o inne przedmioty - szczegółowy opis).
9. Kolejność doznanych obrażeń (opisać kolejno obrażenia odniesione przed wypadkiem, obrażenia spowodowane podczas pierwszego zderzenia z ziemią, podczas ew. kolejnych zderzeń z ziemią lub innymi obiektami, podczas ew. dalszego toku wypadku).


Jednakże w protokole przekazanym przez Rosjan mamy jedynie: "przyczyna śmierci: mnogie obrażenia". Dlaczego nie wykonano takiej sekcji zwłok, tylko spalono ubrania, wsadzono te ciała do trumien, zaplombowano z zaleceniem, aby ich już nigdy nie otwierać? Czy jest to normalne postępowanie w przypadku, gdy nie ma się nic do ukrycia? Wybuch bomby paliwowo-powietrznej mógłby zostawić ślad w ofiarach widoczny na zdjęciu rentgenowskim w postaci tzw. efektu motyla na płucach. Już teraz wiemy, że jeśli do tego doszło, to po tylu miesiącach nie ma możliwości zweryfikowania tego. Jak ważna jest szczegółowa sekcja zwłok w śledztwie, to widać nawet na filmie „Historie lotnicze” dołączonym do Gazety Wyborczej 11 i 12 października 2010 r. Lekarze orzekli, że pilot samolotu, który rozbiło się na Okęciu w 1980 roku, miał na jednym ręku skaleczenia - ukłucia dwóch palców, które powstały jeszcze za życia. W ten sposób wydedukowano, że w ostatniej chwili zrywając kołpaczek próbował dobrać się do awaryjnego przestawiania stabilizatora by móc sterować kątem wychylenia statecznika, aby zneutralizować skutek utraty steru wysokości.

 

 

8. Konwencja chicagowska

 

Jedną z najbardziej szokujących kwestii w przebiegu śledztwa jest to, że rząd przyzwolił na prowadzenie tego śledztwa w oparciu o konwencję Chicagowską. Jednakże ta konwencja ma zastosowanie tylko dla lotnictwa cywilnego, a nie wojskowego, lub takiego, gdzie przewozi się głowy państw i czołowych polityków. To że nie był to lot cywilny świadczy kilka faktów:


 

- samolot był wojskowy.

|- załoga była wojskowa

- na pokładzie znajdował się prezydent (zwierzchnik sił zbrojnych) oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych.

- na pokładzie znajdowały się urządzenia z niejawnymi danymi NATO, niejawne kody, urządzenia z niejawnym algorytmem działania.

Dlaczego całkowicie pominięto wspólną umowę z 1993 roku o wzajemnej współpracy w sprawie ruchu samolotów wojskowych i badania katastrof lotniczych. Poza tym, to ta konwencja nie zabraniała nam zwrócić się z prośbą o powołaniu międzynarodowej komisji śledczej, czy chociażby o wspólnym prowadzeniu śledztwa. Dlaczego rząd ani razu nie zwrócił się z taką prośbą do strony rosyjskiej, mimo wielu nacisków, oczekiwaniom opinii publicznej, rodzin ofiar i zdrowego rozsądku? Coraz głośniej zaczynało się robić o nierzetelności w śledztwie, coraz więcej podejrzeń o dokonanie zamachu, a Rosjanie do tej pory nic sobie z tego nie zrobili, jakby im w ogóle nie zależało na prawdziwej przyjaźni polsko-rosyjskiej i uświadomieniu opinii międzynarodowej, że oni na prawdę nie mieli z tym nic do czynienia. Tusk mimo iż był wielokrotnie zaskarżany do prokuratury przez rodziny ofiar, nie zrobił nic, aby jednak to zmienić i w końcu wystąpić z taką prośbą do strony rosyjskiej.

 

9. Spiskowa teoria dziejów?

 

Jeśli weźmiemy pod uwagę nieszczęśliwy wypadek, to okaże się, że na dzień dzisiejszy nie potrafimy znaleźć podobnej katastrofy. Jeśli przyjąć, że był to zamach, to okazuje się, że nie jest to historia bez precedensu.

W Gazecie Polskiej ukazał się artykuł "To był zamach – mówią eksperci polski i niemiecki" dostępny nahttp://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/54/3007, a w nim czytamy:

19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku i innymi oficjelami na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem.
Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.
Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.

Zauważmy, że Rosjanie oprotestowali ten oficjalny raport i mieli rację. Dlaczego nam odmawia się prawa do sprzeciwu wobec oficjalnych wersji podawanych przez prokuraturę Rosyjską i dlaczego to nas próbuje się zaszczuć posądzaniem o szerzenie spiskowych teorii? Taka historia, jaką bierzemy pod uwagę wydarzyła się kiedyś na prawdę, nie była urojeniem i kolejną teorią spiskową. Różnica polega na tym, że wtedy to Rosjanie byli poszkodowani, a dzisiaj to oni dla nas są podejrzani.

 

10. Naciski na pilotów?

Dużo się mówi o możliwości wywierania nacisków na pilotów. Wszystko za sprawą słynnego incydentu w Gruzji, kiedy to Prezydent nakłaniał pilota (który był razem z Protasiukiem) aby mimo grożącego niebezpieczeństwa wylądował w Tbilisi. Pilot oczywiście odmówił, za co spotkały go później szykany ze strony posłów PiS, oraz pochwała i odznaczenie od swojego przełożonego. Czy jednak doszło do nacisków i czy mogły one być powodem tej katastrofy? Otóż wg mnie nie.

1. Możliwość wywierania nacisków na chwilę obecną nie jest faktem, a jedynie spekulacją.
2. Nawet jeśli takie naciski miały miejsce, to niedorzecznością jest twierdzić, że przełożeni kazali mu lądować natychmiast w miejscu, w którym się znajdowali. Jeśli taki manewr mógłby z tego powodu skończyć się wypadkiem, to skończyłby na samym lotnisku, lub w jego najbliższym otoczeniu. Fakt wywierania nacisków w żaden sposób nie może wytłumaczyć, dlaczego samolot rozbił się w takiej odległości od pasa, dlaczego rozpadł się na takie kawałki i dlaczego tak bardzo zszedł z kursu i ścieżki.
3. Od strony psychologicznej jest to wyjątkowo mało prawdopodobne. Podczas tego incydentu był obecny Protasiuk. Widział cały przebieg tej sytuacji i widział jak się ta historia skończyła - ostatecznie wygrał to pilot, który za swoją nieuległość został odznaczony przez swojego przełożonego. Jedynie Lech Kaczyński mógł się czuć przegrany i nie widzę powodu, dla którego miałby się powtórnie pogrążać. Również w takiej sytuacji piloci upewniają się w obowiązujących przepisach i procedurach - a one mówią wyraźnie, że nikt nie ma prawa wywierać wpływu na pilotów.
4. Jeśli w samochodzie pasażer naciska na kierowcę, aby ten jechał 20 km/h szybciej, niż zezwalają przepisy, a na zakręcie stoi zamachowiec i strzela w kierowcę, w wyniku czego pojazd spada w przepaść, to w żaden sposób nie możemy obarczać winą za wypadek pasażera za wywieranie nacisków.
5. zwolennicy takiego scenariusza przywiązują dużą wagę do precedensu z Tbilisi (na zasadzie, że skoro wcześniej tak zrobił, to i teraz mógł tak zrobić), a nie zwracają uwagi na precedensy dotyczące Putina, o których była mowa wcześniej, a które ukazują, w jaki sposób rozprawia się on z politycznymi wrogami. Tak samo możemy powiedzieć, że jeśli wcześniej tak robił, to i tym razem mógł to zrobić.

 

11. Dezinformacja

Dezinformacja jest jednym z najgłówniejszych zadań pewnych służb specjalnych. Niestety to co obserwujemy począwszy od samego początku tej katastrofy, mrozi nam krew w żyłach. Poniżej przedstawiam kilka wybranych epizodów (uwaga, nie są one uszeregowane chronologicznie).

Błasik za sterami Tupolewa?

Najbardziej zdumiewającą manipulacją było obciążanie generała Błasika, który rzekomo miał zająć miejsce za sterami drugiego pilota. Media na kilka tygodni uczyniły to tematem przewodnim, a prokuratura zajęła się na poważnie tym wątkiem szukając obecności jego DNA na tym fotelu. Wszystko to za sprawą zeznań pilotów w 36 pułku, którzy orzekli, że Generał miał w zwyczaju zastępować jego funkcję, aby wyrobić sobie godziny na lataniu. Nasuwa się pytanie, dlaczego nikt nie zweryfikował tego na podstawie stenogramów, których każdy miał przed nosem? Czy ta zamiana miejscami miałaby się odbywać bezszelestnie, czy generał Błasik dał do zrozumienia drugiemu pilotowi, aby się "usunął" posługując się językiem migowym? Czy taka zamiana miejsc mogłaby nastąpić bez wymiany zdań w stylu: "Przepraszam, czy mógłbym pana przeprosić, chciałbym usiąść za sterami. - Dobrze, proszę panie generale". A może rozmawiali oni ze sobą szeptem, przez co rozmowa ta znajduje się w stenogramie w miejscu oznaczonym jako "niezrozumiałe"? Wręcz przeciwnie. W stenogramach zarejestrowana jest rozmowa drugiego pilota z pilotami JAK-a - Arturem Wosztylem i Remigiuszem Musiem (np. o 10:24:37, 10:24:48, 10:25:04, 10:25:24 itp.). Oni z pewnością mogliby potwierdzić, że wtedy za sterami siedział drugi pilot. Ostatnie słowa w stenogramie przypisane drugiemu pilotowi (idąc od końca) to: "kurwa mać", "odchodzimy". "w normie", "klapy 36". Czy drugi pilot mógłby wydać komendę "odchodzimy", jeśli za sterami siedziałby Błasik? Ale nie, prokuratura musiała zbadać, czy na fotelu nie znajdował się materiał genetyczny generała Błasika. Wtedy dopiero po kilku tygodniach mogła orzec, że to jednak nie on kierował tym samolotem. Takie właśnie absurdy są nam serwowane.

Wina pilotów?

Już na samym początku usiłowano nam wmawiać, że była to wina pilotów. Wtedy przecież nikt nic nie wiedział, nikt niczego nie sprawdził, wtedy na tamtym etapie nikt nie miał prawa jeszcze niczego wiedzieć, nic nie było zbadane, sprawdzone, a mimo to Rosjanie i mainstremowe media jednym chórem obwieściły, że najwyraźniej była to wina pilotów. Na jakiej podstawie oni to orzekli?

Nieznajomość rosyjskiego

Już w pierwszych minutach można było słyszeć, że piloci nie rozumieli komunikatów pochodzących od rosyjskich kontrolerów, nie rozumieli liczb w języku rosyjskim. Jednakże zarówno rodzice Protasiuka zaprzeczają takim pomówieniom, jak i przeglądając stenogramy rozmów, nasuwa się pytanie na jakiej podstawie kontrolerzy wysnuli taki wniosek. Który wg nich fragment rozmowy mógłby wskazywać na słabą znajomość rosyjskiego, nieznajomość liczb?

czterokrotne podchodzenie do lądowania

Również w pierwszych minutach można było usłyszeć taką informację. W filmie zatytułowanym "Mgła" można było usłyszeć wyjaśnienie tego pomówienia - otóż świadkowie słyszeli tam komentarze w stylu "no kto podchodzi do lądowania aż cztery razy?!?!". Jednak każdy kto widział stenogramy, to nie miał wątpliwości, że podejście było tylko jedno. Czy i tym razem chodziło o skompromitowanie pilotów i ukazanie ich nieudacznictwa, którzy cztery razy podchodzą, tyle razy próbują, a mimo to na siłę chcą wylądować?

godzina katastrofy

Przez wiele tygodni po katastrofie było wiadomo, żeWiktor Bater znał wcześniejszą godzinę rozbicia samolotu, była znana godzina awarii sieci elektrycznej, a mimo to przez tak długi czas obowiązywała godzina o kilkanaście minut późniejsza. Dopiero po kilku tygodniach media ogłosiły wielkie odkrycie, o którym kilkuset bloggerów wiedziało od dawna. Jeszcze bardziej szokujące jest to, że po wielu miesiącach wyszło na jaw, że polscy i rosyjscy prokuratorzy już pierwszego dnia ustalili godzinę katastrofy na 10.40. Dlaczego przez miesiąc czasu karmiono nas takimi dezinformacjami, że była to godzina 10:56? (http://niezalezna.pl/artykul/nocny_protokol/40177/1 ) Rosjanie już w pierwszych godzinach orzekli, że to był błąd pilota. Nikt tego nie zbadał, a tam już wszystko było wiadomo.

Kompetencje Edmunda Klicha i jego biegłych

Edmund Klich twierdzi, że piloci do odczytu wysokości posługiwali się radiowysokościomierzem, a nie wysokościomierzem ciśnieniowym.

http://kontrast.radiozet.pl/Programy/Gosc-Radia-ZET/Edmund-Klich

Zastanawiające jest to, jak oni prowadzą śledztwo. Czy chcą oni zwalić winę na pilotów, którzy popełnili błąd odczytując z tego przyrządu, czy może ukryć niewygodne fakty dotyczące sprzeczności w stenogramach, które wskazują na nieprawdopodobne zachowanie urządzeń pokładowych (np. takich jak autopilot - temat poruszany podczas analizy eksperckiej w czasie przesłuchania w PE). Jak zauważył blogger eye of the beholder, jest to totalna bzdura! Wystarczy spojrzeć na stenogramy, aby przekonać się, że załoga ustawiła ostrzeżenie radiowysokościomierza na 100 metrów. Wg stenogramów zrobiła to o godzinie 10:10:07. I sygnał ostrzegawczy tego przyrządu włączył się pomiędzy komunikatem nawigatora o wysokości 80 i 60 metrów. Czyli w momencie, gdy wskaźnik wysokości, który odczytywał nawigator wskazywał ok. 70 metrów, odezwał się sygnał alarmowy radiowysokościomierza, który był ustawiony na 100 metrów. Z tego nasuwa się prosty wniosek, że to nie z radiowysokościomierza była odczytywana wysokość, tylko z innego przyrządu. I to ma być oficjalny przekaz biegłych, na których opiera się Edmund Klich!

Jednak jest jedna możliwość, że ten radiowysokościomierz był ustawiony na 60m. Może mieć to związek z wątkiem, o którym mówili piloci Jaka, że piloci Tupolewa dostali zgodę na zejście do 50 m. Tylko wtedy mamy jeszcze większy problem - celowe sfałszowanie nagrania z czarnych skrzynek.

Kilku autorów słynnego filmu 1:24

Ilu może być autorów tego krótkiego filmu z czterema strzałami w tle? Okazuje się, że i tutaj jest ciekawie. Tych nazwisk pojawiło się już kilka, na temat tego autora krążą różne opowieści i historie. Pierwszym nazwiskiem, które ujrzałem, to był Andriej Mendierej.http://www.wiadomosci24.pl/artykul/katastrofa_smolenska_kto_sfalszowal_scisle_tajna_notatke_170919.html
Jednakże jest to nazwisko popularne wyłącznie wśród internautów, więc nie będziemy się tym zajmować. Najciekawsze jest to, że w mainstremowych mediach pojawiły się 2 nazwiska:

W sekcji dotyczącej analizy filmu ze strzałami jest ukazanyfragment reportażu z Misji Specjalnej, w którym poruszona była ta kwestia i kwestia zgodności głosu tych rzekomych autorów z głosem prawdziwego autora nagranego na tym filmie. Okazuje się, że w żadnym przypadku takiej zgodności nie ma.
 

Ponadto

 

 

 http://www.youtube.com/watch?v=DwwXA-yoZLs

 

O takich wątpliwościach, takich pytań, takich spostrzeżeń nie usłyszymy w mainstreamowych mediach. Sprytnie przemilczają niewygodne fakty, nie zobaczymy w telewizji relacji konferencji rodzin ofiar w Parlamencie Europejskim, nie dowiemy się nic na temat filmu "List z Polski", który był puszczony w holenderskiej telewizji. Ale za to media sprytnie odwracają uwagę jakimiś małostkowymi aferami takimi jak kradzież kart kredytowych Przewoźnika (wartość szkody - 6000 zł - rozumiem, że sprawa jest ważna, ale czy na tyle, żeby ją maglować przez cały miesiąc), insynuacjami, że to Błasik mógł siedzieć za sterami, że piloci 36 specpułku zdobywali uprawnienia z naruszeniem pewnych procedur, że prezydent mógł naciskać, że mógł być pijany itp. Telewizja publiczna odmówiła wyemitowanie filmu "List z Polski", natomiast kilkakrotnie puściła "Syndrom katyński", w którym w sprytny sposób wymieszana została prawda z kłamstwem, jak na przykład, że to rzekomo Prezydent postanowił zorganizować osobne uroczystości w Katyniu, który lansuje tezę o winie pilotów, oraz wyraźnie sugeruje, że przyczyną katastrofy były naciski na pilotów.

Więcej na temat medialnych kłamstw i manipulacji (nie koniecznie dotyczących katastrofy smoleńskiej) piszę w osobnym artykule poświęconym temu zagadnieniu: "Manipulacje TVN-u i innych mediów"

 

12. Jakość śledztwa

Porównajmy to śledztwo ze śledztwem związanym z katastrofą lotniczą w Lockerbie w 1988 r.:

(na podstawie
http://niezalezna.pl/article/show/id/37085)

Szkoccy detektywi w ciągu roku odwiedzili 13 państw i przesłuchali 15 tys. osób.
Rosjanie przez wiele miesięcy (nie wiem, na jakim etapie jest to teraz) nie przesłuchali wszystkich kontrolerów lotów. Chodzi o trzy osoby!

W Szkocji 11 tys. policjantów i żołnierzy brytyjskich przeszukiwało tereny o powierzchni 2 tys km kw. Towarzyszyły im helikoptery wyposażone w specjalistyczne termowizory. Każdy drobny odłamek pakowano i numerowano osobno celem przekazania do ekspertyzy w postaci prześwietleń, chromatografii gazowej itp. Takich odłamków było grubo ponad 10 tys. To dzięki tej szczegółowej analizie został znaleziony ten jeden właściwy, który doprowadził śledczych do terrorystów z komunistycznej Libii.

Maszyna z tej katastrofy została zrekonstruowana w 80% i do dziś jest przechowywana i zabezpieczona (od 1988r).

Po tamtejszej katastrofie wiele ciał przez długi czas leżała w ogródkach miasteczka i nie wynikało to z niechlujstwa, ale ze względu na szczegółowość śledztwa. Wszystko było tam dokładnie fotografowane, aby dokładnie zadokumentować położenie tych ciał, które miało pomóc ustalić siłę i kierunek wybuchu bomby.

W śledztwie naszego samolotu, w którym zginął prezydent i cała elita ten wrak traktowano koparkami, ciągnięto to po ziemi, części wraku odrywały się i sypały się za tym. Po miesiącu turyści odnajdywali ważne części samolotu, które mają zasadnicze znaczenie w śledztwie, znajdywali szczątki ofiar. Ziemia została zaorana, drzewa od razu ścięte, szczątki samolotu były niszczone (jak pokazuje to film w poprzedniej mojej wypowiedzi), nie było rzetelnej sekcji zwłok (zgodnie ze standardami Army Regulation 40-21), a jedynie orzeczenie "mnogie obrażenia". Do nie dawna wrak naszego tupolewa był rzucony bezładnie na lotnisku, nie przykryty, wystawiony na niszczenie. Jeszcze do niedawna mówiło się o jego przetopieniu.  Pragnę przypomnieć, że nasza prokuratura oficjalnie rozważa możliwość celowego wpływu osób trzecich. A mimo tego nie miała dostępu do kluczowych świadków, nie ma żadnego dostępu do materiału dowodowego.

Poniższe filmy z Misji Specjalnej obrazują, jak traktowano wrak naszego samolotu:

http://www.youtube.com/watch?v=HYrcy7GnIOs


http://www.youtube.com/watch?v=gn84owfr_k8

 

13. Czy na pewno wszyscy zginęli na miejscu?

 

Jak ustaliła prokuratura, w Smoleńsku było włączonych 19 telefonów komórkowych (średnio co piąty pasażer). Pytanie, kiedy on to włączył? Jeśli spróbujemy wyobrazić sobie tę sytuację, to zauważymy, że taką czynność możemy wykonać w sytuacji niesłychanie ważnej, ale nie w momencie, w którym musimy działać szybko w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Innymi słowy, nie wyjmiemy komórki, kiedy samolot robi półbeczkę, bo wtedy musimy działać, żeby się czegoś złapać i zabezpieczyć przed upadkiem, ale złapiemy za nią jeśli zobaczymy, że o coś się stało strasznego i chwilowo nie musimy podejmować szybkich ruchów, aby się zabezpieczyć. Nie złapiemy za telefon, jeśli ktoś nas goni, ale zrobimy to wtedy, gdy przez chwilę nie musimy, albo nie możemy biec. Więc w którym momencie pasażerowie sięgnęli po te telefony, skoro z ich punktu widzenia do zderzenia z drzewem wszystko było w porządku, potem nastąpił wstrząs, półbeczka, rozbicie samolotu i natychmiastowa śmierć? Telefonu nie włącza się w sekundę, ale w kilkanaście sekund.

http://www.wprost.pl/ar/213507/19-telefonow-pasazerow-Tu-154M-bylo-wlaczonych-w-czasie-katastrofy/

 

Najbardziej szokującą informacją jest zeznanie żony posła Deptuły, który zginął w tej katastrofie. W tym dniu odebrała ona wiadomość z automatycznej sekretarki, na którym był nagrany głos jej męża krzyczącego "Asia, Asia". Jak zeznała, to "w tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu".

 

Przypomnijmy sobie w tym miejscu, jak wyglądał stenogram. W poniższej tabeli są trzy kolumny: w pierwszej jest liczba sekund przed katastrofą, w drugiej jest czas zdarzenia, a w trzeciej kolumnie jest treść nagrania.:

 

do końca zapisu [s] godzina w stenogramie komunikat
16,7 10:40:48,7 100
16,2 10:40:49,2 W normie
15,4 10:40:50,0 80
14,9 10:40:50,5 Odchodzimy
13,9 10:40:51,5 Sygnał dźwiękowy
13,7 10:40:51,7 PULL UP PULL UP
13,6 10:40:51,8 60
13,1 10:40:52,3 50
13,0 10:40:52,4 Horyzont 101
12,4 10:40:53,0 40
11,7 10:40:53,7 PULL UP PULL UP
11,0 10:40:54,5 30
10,7 10:40:54,7 Kontrola wysokości, horyzont
10,2 10:40:55,2 20
09,4 10:40:56 Sygnał dźwiękowy
09,4 10:40:56 Sygnał dźwiękowy
08,8 10:40:56,6 Sygnał dźwiękowy
08,8 10:40:56,6 PULL UP PULL UP
07,5 10:40:57,9 Sygnał dźwiękowy
06,8 10:40:58,6 PULL UP PULL UP
06,1 10:40:59,3 Odgłos zderzenia z drzewami
05,1 10:41:00,3 Kurwa Mać
04,9 10:41:00,5 PULL UP PULL
03,4 10:41:02,0 Odejście na drugi krąg
02,7 10:41:02,7 Krzyk Kurwaaaaaa
00,0 10:41:05,4 Koniec zapisu

Zauważmy, że 16 sekund przed katastrofą było wszystko "w normie". Potem jedyną rzeczą która mogła zaniepokoić, to dość znaczna prędkość opadania. Jednakże to jeszcze nie powinno wywołać jakiejkolwiek paniki. W kokpicie nie było żadnych jej oznak aż do chwili zderzenia z drzewami na 6 sekund przed końcem zapisu.

 

Teraz zastanówmy się, jakie czynności składają się na zatelefonowanie i ile czasu one zajmują. Przyjąłem następujące:

- czas reakcji i decyzji o zatelefonowaniu
- wyjęcie komórki
- na jej włączenie
- poczekanie na uruchomienie się
- poczekanie na zalogowanie się do operatora
- wykręcenie numeru
- poczekanie na odbiór
- zgłoszenie się i mowa automatycznej sekretarki
- nagranie wiadomości

- Czas reakcji - nie jest to nasz odruch bezwarunkowy. Zawsze najpierw musi się wydarzyć coś bardzo ważnego, następuje konsternacja i wtedy przychodzi do głowy pomysł "muszę zadzwonić". Wg mnie ten czas to jakieś 2 sec.

- Wyjęcie komórki - spróbujmy to zrobić i przekonajmy się, ile czasu nam to zajmie. Myślę, że najlepsi kowboje zrobią to w czasie nie krótszym, niż 1 sec.

- Włączenie komórki. spojrzenie na aparat, wcelowanie palcem w odpowiedni przycisk, przytrzymanie go - załóżmy ok. 2 sec.

- Uruchomienie telefonu - Te zaawansowane z systemem operacyjnym włączają się w pół minuty. Te prostsze w kilka sekund. Ale przyjmijmy najbardziej "sprzyjające" warunki i powiedzmy, ze było to 3 sec.

- Zalogowanie do operatora - po włączeniu jest to ok. 2 sec. Nie wiem jak to jest, jeśli komórka loguje się po raz pierwszy u zagranicznego operatora

- wykręcenie numeru - 1 sec (zakładamy, że ostatnio dzwonił do żony i wystarczy wcisnąć 2 razy zieloną słuchawkę)

- poczekanie na odbiór - najszybciej, jeśli aparat był wyłączony, to ok. 3 sec.

- automatyczna sekretarka (najszybciej to "zostaw wiadomość" + bipnięcie) - 2 sec.

- nagranie (wg wdowy) 2 sec.

 

Dodajmy te czasy... 2+2+3+1+2+3+2+1+2 = ok. 18 sec. Kiedy samolot był na 100 metrach i było wszystko w normie, to było 16,7 sec. przed katastrofą. Oczywiście można kombinować, że przed tym wszystkim trzymał telefon w ręku i bawił się w trybie offline. Odchodzi wtedy czas na wyjęcie komórki, włączenie jej, poczekanie na uruchomienie się, ale wtedy dochodzi czas na przełączenie z trybu offline na online (załóżmy 2 sec). Wtedy w najlepszym przypadku mielibyśmy 14 sec. To i tak nie było podstaw do niepokoju! Zaznaczmy, że w tych założeniach przyjęliśmy najbardziej sprzyjające warunki, ale w praktyce, to sądzę, że są one bardzo przesadzone! Odgłos zderzenia z drzewami był na 6 sec. przed katastrofą. Czyżby to przyśpieszone opadanie było powodem paniki posła i pasażerów? Dziwne że żadnego takiego śladu paniki nie słyszymy na stenogramach. Ale to co najważniejsze... Jeśli poczulibyście Państwo silny wstrząs samolotu, to czy na pewno myślelibyście o telefonowaniu? Ja bym się złapał za siedzenie, zadbałbym o to, aby zabezpieczyć swoje ciało. Człowiek wyciąga telefon, jeśli czuje jakąś stabilizację sytuacji, a nie wtedy, gdy musi się skoncentrować na ratowaniu skóry. Nie wspomnę o tym, że podczas szybkiego ruchu pociągu, bądź samolotu dochodzą dodatkowe utrudnienia z połączeniem z operatorem.

 

I na sam koniec przypomnijmy, że wg. MAK-a wszyscy zginęli równocześnie, na wszystkich działała siła 100g, a przyczyną śmierci były mnogie obrażenia. Wobec tego posła musiałoby coś zaniepokoić na długo przed katastrofą. O dziwo takich oznak niepokoju nie znajdujemy na stenogramach. Widzimy, że coś się tutaj nie zgadza. Chyba, żeby wbrew opinii MAK, ktoś jednak przeżył tę katastrofę...
 

Wg raportu MAK wszyscy pasażerowie zginęli na miejscu. Tak wysoka śmiertelność miała być wynikiem ogromnego przeciążenia 100g, na które zostały poddane ofiary. W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy takie przeciążenie było możliwe, czy takie przeciążenie dotyczyło wszystkich pasażerów i czy takie przeciążenie zawsze pociąga za sobą taką śmiertelność? Przeciążenie 1g jest siłą przyciągania ziemskiego, więc przeciążenie 100g jest stokrotnością takiej siły. Aby doszło do takiego przeciążenia, samolot musiałby wyhamować na odległości ok. 3,5m. Jest to nie możliwe, ponieważ widać to po zdjęciach satelitarnych, błotnistym terenie, a samolot z całą pewnością nie pikował w dół. Nawet jeśli samolot uderzyłby w pionową ścianę pod kątem 90 stopni, to i tak długość od początku do ostatnich siedzeń była znacznie większa niż 3,5m. Nawet w takiej sytuacji samolot częściowo by się zmiażdżył, fotele przyczepione do podłoża częściowo zamortyzowałyby siłę, odrywając się, lecąc do przodu, zahaczając po drodze o różne przeszkody, ściskając się z tym, co poleciało na przód wcześniej. W takiej sytuacji niektórzy pasażerowie z tylnych siedzeń mieliby realne szanse na przeżycie. Jak wiemy, samolot miał prędkość poziomą, zahaczał o drzewa, zarył w mokrym zagajniku i powinien sunąć się przez jakiś czas do przodu, co znacznie zmniejszyłoby energię uderzenia.

 

14. Tajemnicze zgony, tajemnicze zbiegi okoliczności

Eugeniusz Wróbel - Wykładowca na Politechnice Śląskiej spełniał wszelkie kryteria, aby być powołanym w skład biegłych polskiej prokuratury. Należał do nielicznego grona ekspertów, którzy doskonale orientują się w tematyce lotniczej i są w stanie poddać merytorycznej ocenie dokument moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Był gotowy do polemiki z tym raportem. Ginie w nieprawdopodobnych okolicznościach na trzy dni przed jego opublikowaniem.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101019&typ=po&id=po01.txt

http://tvp.info/informacje/polska/syn-wrobla-niepoczytalny-blisko-umorzenia/3496428

 

Wg oficjalnych danych do morderstwa przyznał się jego syn. Jednakże może to budzić wątpliwości. Wystarczy sięgnąć do historii z czasów powojennych, aby wiedzieć, że odpowiednie traktowanie i zastraszanie sprawiało, że ludzie byli wstanie przyznać się do wszystkiego. Innymi słowy, odpowiednie "popieszczenie" tego chłopaka przez pewne służby (np. ludzi od Kiszczaka) i pokazanie mu, jak może wyglądać on i jego najbliższa rodzina, jeśli nie będzie współpracował, może sprawić, że mógłby przyznać się on również do tego, że jest kobietą. Więc jego przyznanie się do winy nie musi oznaczać, że on to faktycznie zrobił. Dodajmy jeszcze, że drugiego dnia odwołał on swoje zeznania i skończył w zakładzie psychiatrycznym, przez co nie ma już możliwości się bronić.


Grzegorz Michniewicz - Dyrektor Generalny Kancelarii Premiera Donalda Tuska. Zginął 23 grudnia 2009 roku. Wg oficjalnych doniesień, popełnił samobójstwo wieszając się na sznurze od odkurzacza. Niektórzy twierdzą, że mogło to mieć związek z aferą hazardową, a inni dopatrują się związku z powrotem Tupolewa z rosyjskiej Samary, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem. Samolot ten wrócił z tego zakładu w dniu jego śmierci.

bp Mieczysław Cieślar - zginął 18.04.2010 r. w godzinach nocnych w wypadku samochodowym.
Miał być nastepcą ks.Adama Pilcha – który zginął w Smoleńsku. Bp Cieślar był przewodniczącym Kolegium Komisji Historycznej w sprawie inwigilacji luteran przez SB

dr Dariusz Ratajczak - zginął 28.05.2010 r. w bardzo zagadkowych okolicznościach. Był on doktorem historii, jedynym w Polsce skazanym za „kłamstwo oświęcimskie”. Znajdujące się w stanie znacznego rozkładu zwłoki znaleziono w samochodzie renault kangoo, który prawdopodobnie od 28 maja stał na parkingu pod “Karolinką”. Gwoli uczciwości trzeba dodać, że był też ofiarą nagonki w “Wyborczej”.

prof. Marek Dulinicz- zginął 06.06.2010 r. - szef “rzekomej” grupy archeo która miała wyjechać do Smoleńska. Zginął w wypadku samochodowym.
 

szyfrant Zielonka - jego szczątki odnaleziono w kwietniu 2010 r. w Wiśle. Czy przypadkiem nie było tak, że był on potrzeby Rosjanom do rozszyfrowania kodów z telefonów satelitarnych. A potem się go po prostu pozbyli?”

Wojciech Sumliński - (przeżył) 08.06.2010 r. - Dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński uderzył w Białej Podlaskiej samochodem w mur cmentarny. W oponie znaleziono poziomo wbity gwóźdź, który ją przedziurawił. Dziennikarz chce złożyć do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Uratował go fakt, że planując wyjechać do Warszawy, chcąc coś załatwić jechał jeszcze po mieście. Dzięki temu prędkość w momencie pęknięcia opony wynosiła 60 km/h

 

*************************************************************

Na ten temat można by pisać jeszcze długo, przedstawiać całą listę dezinformacji, całą listę pytań, które zostały postawione władzom i prokuraturze, a które nie doczekały się odpowiedzi, cytować "ekspertów" z Gazety Wyborczej, których nazwiska figurują w raporcie o weryfikacji WSI, zaniedbania polskich służb specjalnych, brak dyskrecji odnośnie listy pasażerów, naciskach na prezydenta, aby jednak nie jechał pociągiem, tylko leciał samolotem itp.

 

Na zakończenie należy zwrócić uwagę, że co prawda w każdej katastrofie zdarzają się jakieś wątki, które bulwersują, dziwią, zaskakują, stawiają znaki zapytania. W każdym takim wypadku są jakieś błędy, zaniedbania, w każdej katastrofie jest coś dziwnego, coś co nie daje spokoju. Niestety w przypadku katastrofy smoleńskiej mamy zupełnie inną sytuację, odwróconą o 180 stopni, ponieważ za każdym razem zadaję sobie pytanie, czy jest tutaj coś normalnego, coś typowego, coś, o czym można powiedzieć, że jest oczywiste i nie budzi wątpliwości. Jak do tej pory nie przyszło mi nic do głowy. Im więcej pojawia się nowych wątków, tym więcej rodzi się pytań bez odpowiedzi, a próba wyjaśniania niektórych zagadek przez Gazetę Wyborczą kończy się ich kolejną i totalną kompromitacją wynikającą z zupełnego braku kompetencji (np. "Niskie loty Gazety Wyborczej" nahttp://www.naszdziennik.pl/bpl_index.php?dat=20100709&typ=po&id=po02.txt , "Zarzuty na ślepo" nahttp://smolensk-2010.pl/2010-07-19-zarzuty-na-slepo.html itp). Żadna inna katastrofa nie miała takiej wagi, nie była owiana taką tajemnicą, taką dezinformacją, tak nieodpowiedzialnym i lekceważącym podejściem do śledztwa, takim karygodnym zachowaniem władz przed i po katastrofie, nie budziła tylu niejasności, pytań bez odpowiedzi, sprzeczności, jak ta z 10 kwietnia 2010 roku. A ostatnio obserwujemy desperackie próby zwalczania takich argumentów i to bynajmniej nie za pomocą merytorycznej i rzeczowej dyskusji, tylko za pomocą ośmieszania, przeinaczania naszych myśli, wyrywania z kontekstu i polemizowania z fragmentami, które jak im się wydaje, są najłatwiejsze do obalenia i robienia w ten sposób wrażenia, że całość nie jest lepsza. Z mediów usuwa się niewygodnych ludzi, którzy próbują poruszać ten temat od innej strony (Jacek Karnowski, Misja Specjalna, Bronisław Wildstein, Jan Pospieszalski, Tomasz Sakiewicz, itp.) W zarządzie TVP zostali tylko ci, którzy popierają politykę ugrupowań dążących do udaremnienia powołania międzynarodowej komisji śledczej. Dlatego nie potrafię nadziwić się ludziom, którzy z nutą kpiny zarzucają nam tworzenie kolejnych spiskowych teorii dziejów, nie zauważając, że tak na prawdę, to ich wersja jest w gruncie rzeczy naiwna, łatwowierna, pozbawiona logiki i zdrowego rozsądku, opiera się na spekulacjach i ślepym zaufaniu do mediów, od których śmierdzi agenturą, zakłamaniem i stronniczością.

grzesiekZ
O mnie grzesiekZ

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka